[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ła.
Dziewczyna zachowywała się inaczej. Siedziała oparta o
ścianę, z uwagą obserwując dokonującą się operację. Na wi-
dok sączącej się krwi jej oczy rozszerzyły się, usta rozchyliły,
a głowa opadła nieco w tył. Rumieniec zniknął z jej twarzy.
Wyglądała, jakby przelewała w Nicka swoje własne życie.
Kildare widział już tysiące transfuzji, ale czuł się, jakby ten
zabieg, oglądany oczyma Rosalie, był pierwszym i jedynym
na świecie.
Usunął igłę z ramienia Nicka i przemył aparat spirytusem.
Red wysunął się nieśmiało ze swojego kąta.
Dobrze się czujesz, Nick? Już nie jesteś wcale blady.
Wyglądasz świetnie, Nick powiedział.
Jasne, teraz już wszystko w porządku.
65
Dziewczyna wciąż siedziała przy ścianie, trzymając brata
za rękę. Była blada, a pod oczami wystąpiły sine plamy.
Jak się czujesz, Nick? zapytał Kildare.
Chłopiec ledwie ośmielił się spojrzeć na lekarza.
Mógłbym zjeść konia oświadczył. I wypić całą
beczkę piwa.
Najpierw musisz się wyspać uśmiechnął się Kilda-
re.
Już się robi, doktorze. Wszystko co pan każe.
Musisz znieść jeszcze jeden zastrzyk. To pomoże ci
zasnąć trochę szybciej.
Czego tylko pan sobie życzy odrzekł Nick i wycią-
gnął ramię, reagując uśmiechem na ukłucie.
Czy ból w piersi zaczyna ci już bardzo dokuczać?
zapytał Kildare.
Cały czas zatapia we mnie zęby, ale wytrzymam. Te-
raz już wszystko wytrzymam powiedział Nick.
A pani? Nie wygląda pani najlepiej zwrócił się Kil-
dare do dziewczyny.
Wyglądała, jak gdyby zbudziła się nagle z głębokiego snu.
Jej oczy otwarły się szeroko jak u dziecka; patrzyła na niego z
niemal dziecięcą, bezgraniczną ufnością.
Czuję się świetnie szepnęła. Na jej twarzy pojawił
się znany już Kildare'owi, dyskretny uśmiech.
Kildare spakował narzędzia i stanął nad Nickiem, który
spał głęboko zjedna ręką zarzuconą nad głową. Red pocią-
gnął doktora za rękaw.
Niech pan już idzie poradził. Niech pan lepiej
stąd zniknie, zanim gliny się połapią, że miał pan coś wspól-
nego z tym biznesem i zabiorą się za pana.
Idę uspokoił go Kildare. Do zobaczenia, Red. Do
widzenia pani, Rosalie.
Wyjdę z panem powiedziała dziewczyna.
Deszcz padał z głośnym szumem, mokry chodnik lśnił w
blasku ulicznych lamp.
Mam samochód za rogiem powiedziała Rosalie.
Zawiozę pana do szpitala.
To tylko kilka przecznic zaprotestował Kildare.
66
Wiem, ale i tak pana zawiozę nalegała.
Nie miał dość siły, aby się opierać. Ze zmęczenia ledwo
trzymał się na nogach. Wsiedli do niewielkiego kabrioletu.
Wydało mu się nieco dziwne, że dziewczyna ma własny sa-
mochód, pasujący zresztą do jej kosztownego, eleganckiego
stroju.
Był zadowolony, że nic nie mówiła. Nagle zatrzymała sa-
mochód i wybiegła w strugach deszczu do niewielkiej kawia-
renki. Myślał o niej z czułością, kiedy pojawiła się ponownie,
z dużą filiżanką kawy.
Ależ po co? Dziękuję bardzo powiedział zaskoczo-
ny Kildare.
Spokojnie. Nie musi pan nic mówić.
Była to najwspanialsza kawa świata, a z jej aromatem łą-
czyła się nieuchwytna woń perfum. Gorycz i ciepło kawy po-
krzepiły go na ciele i na duchu. Rosalie włożyła mu do ręki
zapalonego papierosa.
Wciągał dym głębokimi haustami. Gdy wypił kawę, papie-
ros był już prawie wypalony. Pchnął drzwi, chcąc iść zwrócić
filiżankę, ale dziewczyna stanowczym gestem wyjęła mu ją z
rąk i jeszcze raz wybiegła na deszcz. Po chwili znów była przy
nim. Jej zmoczony tweedowy płaszcz wydawał przyjemny
zapach, a na futrzanym szalu, którym owinęła szyję, lśniły
tysiące kropel. Zarejestrował sennie w mózgu jej obraz i za-
mknął oczy.
Samochód nabierał właśnie szybkości i Kildare słyszał, jak
opony ślizgają się po mokrej jezdni. Otworzył oczy i odkrył,
że skręcają do Parku Centralnego.
Chwileczkę, Rosalie powiedział. Powinienem
wrócić do ambulatorium. Już i tak jestem spózniony.
Wróci pan tam za chwilę uspokoiła go i, pochylając
się nad nim, uruchomiła niewielki wentylator tuż przy jego
twarzy.
To pomoże panu dojść do siebie.
Głowa znowu opadła mu na oparcie. Jakaś nierozsądna
słabość sprawiła, że za nic nie mógł opanować przyklejonego
do twarzy uśmiechu. Zwiat i jego troski pozostały daleko za
nimi, a każdy obrót kół oddalał je jeszcze bardziej.
Niedaleko stąd jest spokojne miejsce, gdzie możemy
67
posiedzieć i porozmawiać powiedziała Rosalie. Mam
panu coś do, powiedzenia. Nickowi nic się przecież nie sta-
nie, prawda? Red od niego nie odejdzie.
Kildare skinął głową i zamknął oczy. Przez potoki bębnią-
cego o przednią szybę deszczu widział zatopiony świat, nie-
skończenie skomplikowaną mozaikę szkarłatu, złota i purpu-
ry, zlewających się w jeden ton brązu.
Kabriolet zatrzymał się nad brzegiem jeziora, w blasku re-
flektorów widać było samotną łódkę nieustannie zalewaną
deszczem. Rosalie wyłączyła światła. Na lśniącej powierzchni
wody zatańczyły miriady kropel. Bębnienie o dach ustało,
konary drzewa osłoniły samochód przed ulewą.
Jesteśmy powiedziała dziewczyna. Możemy
spokojnie porozmawiać. Powiem panu wszystko, co wiem o
wypadku Nicka, żeby mógł pan zrozumieć, co pan dla nas
zrobił. Teraz już nic panu nie grozi, prawda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
ła.
Dziewczyna zachowywała się inaczej. Siedziała oparta o
ścianę, z uwagą obserwując dokonującą się operację. Na wi-
dok sączącej się krwi jej oczy rozszerzyły się, usta rozchyliły,
a głowa opadła nieco w tył. Rumieniec zniknął z jej twarzy.
Wyglądała, jakby przelewała w Nicka swoje własne życie.
Kildare widział już tysiące transfuzji, ale czuł się, jakby ten
zabieg, oglądany oczyma Rosalie, był pierwszym i jedynym
na świecie.
Usunął igłę z ramienia Nicka i przemył aparat spirytusem.
Red wysunął się nieśmiało ze swojego kąta.
Dobrze się czujesz, Nick? Już nie jesteś wcale blady.
Wyglądasz świetnie, Nick powiedział.
Jasne, teraz już wszystko w porządku.
65
Dziewczyna wciąż siedziała przy ścianie, trzymając brata
za rękę. Była blada, a pod oczami wystąpiły sine plamy.
Jak się czujesz, Nick? zapytał Kildare.
Chłopiec ledwie ośmielił się spojrzeć na lekarza.
Mógłbym zjeść konia oświadczył. I wypić całą
beczkę piwa.
Najpierw musisz się wyspać uśmiechnął się Kilda-
re.
Już się robi, doktorze. Wszystko co pan każe.
Musisz znieść jeszcze jeden zastrzyk. To pomoże ci
zasnąć trochę szybciej.
Czego tylko pan sobie życzy odrzekł Nick i wycią-
gnął ramię, reagując uśmiechem na ukłucie.
Czy ból w piersi zaczyna ci już bardzo dokuczać?
zapytał Kildare.
Cały czas zatapia we mnie zęby, ale wytrzymam. Te-
raz już wszystko wytrzymam powiedział Nick.
A pani? Nie wygląda pani najlepiej zwrócił się Kil-
dare do dziewczyny.
Wyglądała, jak gdyby zbudziła się nagle z głębokiego snu.
Jej oczy otwarły się szeroko jak u dziecka; patrzyła na niego z
niemal dziecięcą, bezgraniczną ufnością.
Czuję się świetnie szepnęła. Na jej twarzy pojawił
się znany już Kildare'owi, dyskretny uśmiech.
Kildare spakował narzędzia i stanął nad Nickiem, który
spał głęboko zjedna ręką zarzuconą nad głową. Red pocią-
gnął doktora za rękaw.
Niech pan już idzie poradził. Niech pan lepiej
stąd zniknie, zanim gliny się połapią, że miał pan coś wspól-
nego z tym biznesem i zabiorą się za pana.
Idę uspokoił go Kildare. Do zobaczenia, Red. Do
widzenia pani, Rosalie.
Wyjdę z panem powiedziała dziewczyna.
Deszcz padał z głośnym szumem, mokry chodnik lśnił w
blasku ulicznych lamp.
Mam samochód za rogiem powiedziała Rosalie.
Zawiozę pana do szpitala.
To tylko kilka przecznic zaprotestował Kildare.
66
Wiem, ale i tak pana zawiozę nalegała.
Nie miał dość siły, aby się opierać. Ze zmęczenia ledwo
trzymał się na nogach. Wsiedli do niewielkiego kabrioletu.
Wydało mu się nieco dziwne, że dziewczyna ma własny sa-
mochód, pasujący zresztą do jej kosztownego, eleganckiego
stroju.
Był zadowolony, że nic nie mówiła. Nagle zatrzymała sa-
mochód i wybiegła w strugach deszczu do niewielkiej kawia-
renki. Myślał o niej z czułością, kiedy pojawiła się ponownie,
z dużą filiżanką kawy.
Ależ po co? Dziękuję bardzo powiedział zaskoczo-
ny Kildare.
Spokojnie. Nie musi pan nic mówić.
Była to najwspanialsza kawa świata, a z jej aromatem łą-
czyła się nieuchwytna woń perfum. Gorycz i ciepło kawy po-
krzepiły go na ciele i na duchu. Rosalie włożyła mu do ręki
zapalonego papierosa.
Wciągał dym głębokimi haustami. Gdy wypił kawę, papie-
ros był już prawie wypalony. Pchnął drzwi, chcąc iść zwrócić
filiżankę, ale dziewczyna stanowczym gestem wyjęła mu ją z
rąk i jeszcze raz wybiegła na deszcz. Po chwili znów była przy
nim. Jej zmoczony tweedowy płaszcz wydawał przyjemny
zapach, a na futrzanym szalu, którym owinęła szyję, lśniły
tysiące kropel. Zarejestrował sennie w mózgu jej obraz i za-
mknął oczy.
Samochód nabierał właśnie szybkości i Kildare słyszał, jak
opony ślizgają się po mokrej jezdni. Otworzył oczy i odkrył,
że skręcają do Parku Centralnego.
Chwileczkę, Rosalie powiedział. Powinienem
wrócić do ambulatorium. Już i tak jestem spózniony.
Wróci pan tam za chwilę uspokoiła go i, pochylając
się nad nim, uruchomiła niewielki wentylator tuż przy jego
twarzy.
To pomoże panu dojść do siebie.
Głowa znowu opadła mu na oparcie. Jakaś nierozsądna
słabość sprawiła, że za nic nie mógł opanować przyklejonego
do twarzy uśmiechu. Zwiat i jego troski pozostały daleko za
nimi, a każdy obrót kół oddalał je jeszcze bardziej.
Niedaleko stąd jest spokojne miejsce, gdzie możemy
67
posiedzieć i porozmawiać powiedziała Rosalie. Mam
panu coś do, powiedzenia. Nickowi nic się przecież nie sta-
nie, prawda? Red od niego nie odejdzie.
Kildare skinął głową i zamknął oczy. Przez potoki bębnią-
cego o przednią szybę deszczu widział zatopiony świat, nie-
skończenie skomplikowaną mozaikę szkarłatu, złota i purpu-
ry, zlewających się w jeden ton brązu.
Kabriolet zatrzymał się nad brzegiem jeziora, w blasku re-
flektorów widać było samotną łódkę nieustannie zalewaną
deszczem. Rosalie wyłączyła światła. Na lśniącej powierzchni
wody zatańczyły miriady kropel. Bębnienie o dach ustało,
konary drzewa osłoniły samochód przed ulewą.
Jesteśmy powiedziała dziewczyna. Możemy
spokojnie porozmawiać. Powiem panu wszystko, co wiem o
wypadku Nicka, żeby mógł pan zrozumieć, co pan dla nas
zrobił. Teraz już nic panu nie grozi, prawda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]