[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dlatego że, nawet nie wiedział jak zacząć układać to, co czuł do Bethany w słowa.
Może Adam miał rację. Może to było to wielkie M.
Przenikliwy sens zrozumienia zmącony smutkiem wkradł się na twarz Adama.
Spójrz, jaką przyszłość masz z nią? Czy ona jest warta wkurzania i zrażania
wszystkich?
Myślę, że odpowiedz na to jest całkiem oczywista.
Prawda, - powiedział, opuszczając rękę. - Ale to jest ogromne. Znasz jakiegoś
Luxena i człowieka, którym się udało? Przeżyło by o tym mówić?
Ta, teraz włączając populację Downersville, jednego.
Adam posłał mały uśmiech.
Nie zazdroszczę ci, bo naprawdę nie sądzę, że możemy coś poradzić na to co
czujemy. Bóg wie, że jestem z tym bardzo zaznajomiony. - Skrzywił się i Dawson
zastanawiał się czy mówił on o Dee. - Ja tylko się martwię, bo nie sądzę by Dee i
Daemon mogli sobie poradzić jeśli coś złego by się stało. I nie sądzę byś ty sobie
poradził jeśli coś stałoby się Bethany.
Dawson obserwował jak jego przyjaciel odchodził. Adam dał mu wiele jedzenia do
przełknięcia. Niedobrych, tanich, resztek śmieciowego jedzenia do przełknięcia.
Ale najbardziej, był pochłonięty tym co czuł do Bethany. Bo ryzykował wszystko i
wszystkich, a to było samolubne. Boże, istniała tylko jedna rzecz która mogła doprowadzić
każdego do bycia tak samolubnym.
***
Nie zajęło Bethany długo by zorientować się, że nie było wielu fanów w drużynie Dawson-
i-Bethany. Przez następne kilka dni, Daemon spędzał masę zajęć angielskiego na patrzeniu
się na brata i ignorowaniu jej, nawet kiedy próbowała być miła.
Aatwe też dla niej stało się odróżnienie Andrew i Adama. Ten miły był
zdystansowany kiedykolwiek krzyżowały się ich drogi czy kiedy gadał z Dawsonem, ale
uśmiechał się do niej. Ten drugi, zły kosmiczny blizniak wystraszał ją na dudka. Spojrzenia
Daemona to nic z tymi Andrew. On był kimś, z kim nie chciałby skrzyżować ścieżki sama.
Na szczęście, Dawson pozostawał blisko jej boku i do piątku, dobre wiadomości. Jej znak
zaniknął. Sześć dni, tylko tyle to zabrało.
Ona i Dawson spędzili razem weekend, zaszyci w jej sypialni. Drzwi zostały otwarte,
oczywiście. Mama wtykała głowę do środka, ale za każdym razem, przynosiła ciasteczka.
Istniała dobra szansa, że Dawson zakochiwał się w jej mamie.
Chłopak, mógł jeść.
Wytłumaczył raz, po trzecim big-macu, że to miało coś wspólnego z ich
metabolizmem i ilością energii jaką zużywali. Starając się nie być zazdrosną, Bethany
grzebała w swoim cheesburgerze, który wiedziała że poszedłby prosto w jej tyłek.
Chłopak umiał się też tulić.
Kiedy czuli się względnie pewni, że jej mam nie wpadnie do jej sypialni, albo salonu,
Dawson trzymał ją blisko, tak jakby potrzebował dotykać jakiejś części niej. Czasami, jego
całe ciało wibrowało.
Nie udało jej się zobaczyć go znów w prawdziwej formie, z powodu znaku który by
to zostawiło, ale z każdym mijającym dniem Dawson poddawał się przy niej. Jego nową
ulubioną rozrywką, wydawało się znikanie i pojawianie się przed nią, zapewniając jej mały
atak za każdym razem kiedy to robił. Również poruszał wieloma rzeczami bez dotykania
ich. Te małe akcje nie wyrzucały wiele energii, ale były naprawdę cudne do zobaczenia.
Rzeczy układały się dobrze. I wtedy poznała Ash, oficjalnie, w poniedziałek.
Widywała blondynkę na korytarzu raz na jakiś czas. Do diabła, to nie tak że mogłeś
ją przeoczyć. Jak Dee, ona była śliczna, prawie za piękna by chodzić po korytarzach liceum.
Ash wydawała się lepiej pasować do wybiegów Mediolanu.
Bethany wychodziła z klasy chemicznej, zaskoczona kiedy gibka blondynka obróciła
się, jasne szafirowe oczy zamykające się na jej.
Bethany?
Przytaknęła, kiedy zrobiła krok w bok przed grupką studentów.
Wzrok Ash ześlizgnął się z jej, wędrując po jej zwykłym, rozpinanym swetrze i
znoszonych jeansach. Pięknie zadbane brwi Ash zmarszczyły się tak jakby szukała czegoś,
czego Bethany najwyrazniej nie miała.
Muszę przyznać. Jestem odrobinkę zmieszana.
Tak jak Bethany.
Masz ochotę wyjaśnić?
Niebieskie oczy Ash podskoczyły do jej.
Nie jestem pewna co Dawson w tobie widzi.
Whoa. Sposób by być potępionym. Bethany musiała zmusić swoją szczękę do
zamknięcia się.
%7łe co proszę?
Ash uśmiechnęła się zwięzle i czekała dopóki następna grupa dzieciaków przeczłapie
obok niech.
Nie rozumiem co on w tobie widzi, ale myślę że słyszałaś i zrozumiałaś mnie za
pierwszym razem. - Wtedy jej głos zniżył się. - Jego stać na więcej. Najwyżej
znudzi się zieleńszą trawą i ruszy dalej.
Bethany była prawie za bardzo oszołomiona by odpowiedzieć.
Przykro, że czujesz w ten sposób, ale -
Co ty masz mu do zaoferowania innego niż ryzyka? - Ash podeszła bliżej i
Bethany musiała zwalczyć przymus by się cofnąć. - Wy nie przetrwacie. W ten
sposób czy inny. Więc dlaczego nie zrobisz wam obydwojgu sobie i Dawsonowi
przysługi i nie zostawisz go w spokoju.
Bethany czuła się jak wstrząśnięta puszka wody, tuż przed otwarciem. Ta, wiedziała
że nie dorastała do pięt dziewczynie jak Ash, ale Jeezu, nie była też wczorajszą resztką fast-
fooda. Ale zanim mogła pozwolić popłynąć dozie niecenzurowanych słów, wyższa
dziewczyna odwróciła się wdzięcznie i odeszła, poruszając się bez wysiłku wśród innych
uczniów.
Bethany stała tam, z rozdziawioną buzią. To się nie stało. Otrzymała całe
niezadowolenie tym, że wie o ich części prawdy, ale to wydawało się osobiste. Czy ona była
byłą Dawsona? Boże, czyż to nie byłoby jej szczęście? Ona startowała przeciw
wspomnieniom kosmicznej modeliki Victoria's Secret.
Dawson był na dalekim końcu korytarza. Odwrócił się, jakby ją wyczuwając.
Hej... - Uśmiech zniknął z jego przystojnej twarzy. - Co jest?
Zatrzymała się obok niego, patrząc wokoło.
Więc, właśnie miałam malutką pogawędkę z Ash.
I tam poszła reszta uśmiechu.
Oh, Boże co ona powiedziała?
Czy wy się umawialiście czy coś? - W minucie gdy te słowa opuściły jej usta,
pożałowała ich.
Co? Oh, do diabła nie.
Bethany opuściła ramiona.
Naprawdę?
Ku jej zaskoczeniu, zaśmiał się i złapał jej łokieć, prowadząc ją do brudnego okna,
wychodzącego na parking.
Ona i mój brat się umawiają cóż, nie teraz, ale na przemian od kiedy pamiętam.
Zirytowana faktem, że czuła ulgę słysząc to, zrobiła niezadowoloną minę.
Co? Od kiedy mieli po dziesięć lat, czy coś?
Dawson wzruszył ramionami.
Co ona ci powiedziała?
Bdethany podała mu szybką i brudną wersję. Do czasu kiedy skończyła, Dawson
wyglądał jakby chciał coś uderzyć.
Czy oni naprawdę widzą mnie jako tak wielkie zagrożenie? - zapytała.
Jego szczęka zacisnęła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
dlatego że, nawet nie wiedział jak zacząć układać to, co czuł do Bethany w słowa.
Może Adam miał rację. Może to było to wielkie M.
Przenikliwy sens zrozumienia zmącony smutkiem wkradł się na twarz Adama.
Spójrz, jaką przyszłość masz z nią? Czy ona jest warta wkurzania i zrażania
wszystkich?
Myślę, że odpowiedz na to jest całkiem oczywista.
Prawda, - powiedział, opuszczając rękę. - Ale to jest ogromne. Znasz jakiegoś
Luxena i człowieka, którym się udało? Przeżyło by o tym mówić?
Ta, teraz włączając populację Downersville, jednego.
Adam posłał mały uśmiech.
Nie zazdroszczę ci, bo naprawdę nie sądzę, że możemy coś poradzić na to co
czujemy. Bóg wie, że jestem z tym bardzo zaznajomiony. - Skrzywił się i Dawson
zastanawiał się czy mówił on o Dee. - Ja tylko się martwię, bo nie sądzę by Dee i
Daemon mogli sobie poradzić jeśli coś złego by się stało. I nie sądzę byś ty sobie
poradził jeśli coś stałoby się Bethany.
Dawson obserwował jak jego przyjaciel odchodził. Adam dał mu wiele jedzenia do
przełknięcia. Niedobrych, tanich, resztek śmieciowego jedzenia do przełknięcia.
Ale najbardziej, był pochłonięty tym co czuł do Bethany. Bo ryzykował wszystko i
wszystkich, a to było samolubne. Boże, istniała tylko jedna rzecz która mogła doprowadzić
każdego do bycia tak samolubnym.
***
Nie zajęło Bethany długo by zorientować się, że nie było wielu fanów w drużynie Dawson-
i-Bethany. Przez następne kilka dni, Daemon spędzał masę zajęć angielskiego na patrzeniu
się na brata i ignorowaniu jej, nawet kiedy próbowała być miła.
Aatwe też dla niej stało się odróżnienie Andrew i Adama. Ten miły był
zdystansowany kiedykolwiek krzyżowały się ich drogi czy kiedy gadał z Dawsonem, ale
uśmiechał się do niej. Ten drugi, zły kosmiczny blizniak wystraszał ją na dudka. Spojrzenia
Daemona to nic z tymi Andrew. On był kimś, z kim nie chciałby skrzyżować ścieżki sama.
Na szczęście, Dawson pozostawał blisko jej boku i do piątku, dobre wiadomości. Jej znak
zaniknął. Sześć dni, tylko tyle to zabrało.
Ona i Dawson spędzili razem weekend, zaszyci w jej sypialni. Drzwi zostały otwarte,
oczywiście. Mama wtykała głowę do środka, ale za każdym razem, przynosiła ciasteczka.
Istniała dobra szansa, że Dawson zakochiwał się w jej mamie.
Chłopak, mógł jeść.
Wytłumaczył raz, po trzecim big-macu, że to miało coś wspólnego z ich
metabolizmem i ilością energii jaką zużywali. Starając się nie być zazdrosną, Bethany
grzebała w swoim cheesburgerze, który wiedziała że poszedłby prosto w jej tyłek.
Chłopak umiał się też tulić.
Kiedy czuli się względnie pewni, że jej mam nie wpadnie do jej sypialni, albo salonu,
Dawson trzymał ją blisko, tak jakby potrzebował dotykać jakiejś części niej. Czasami, jego
całe ciało wibrowało.
Nie udało jej się zobaczyć go znów w prawdziwej formie, z powodu znaku który by
to zostawiło, ale z każdym mijającym dniem Dawson poddawał się przy niej. Jego nową
ulubioną rozrywką, wydawało się znikanie i pojawianie się przed nią, zapewniając jej mały
atak za każdym razem kiedy to robił. Również poruszał wieloma rzeczami bez dotykania
ich. Te małe akcje nie wyrzucały wiele energii, ale były naprawdę cudne do zobaczenia.
Rzeczy układały się dobrze. I wtedy poznała Ash, oficjalnie, w poniedziałek.
Widywała blondynkę na korytarzu raz na jakiś czas. Do diabła, to nie tak że mogłeś
ją przeoczyć. Jak Dee, ona była śliczna, prawie za piękna by chodzić po korytarzach liceum.
Ash wydawała się lepiej pasować do wybiegów Mediolanu.
Bethany wychodziła z klasy chemicznej, zaskoczona kiedy gibka blondynka obróciła
się, jasne szafirowe oczy zamykające się na jej.
Bethany?
Przytaknęła, kiedy zrobiła krok w bok przed grupką studentów.
Wzrok Ash ześlizgnął się z jej, wędrując po jej zwykłym, rozpinanym swetrze i
znoszonych jeansach. Pięknie zadbane brwi Ash zmarszczyły się tak jakby szukała czegoś,
czego Bethany najwyrazniej nie miała.
Muszę przyznać. Jestem odrobinkę zmieszana.
Tak jak Bethany.
Masz ochotę wyjaśnić?
Niebieskie oczy Ash podskoczyły do jej.
Nie jestem pewna co Dawson w tobie widzi.
Whoa. Sposób by być potępionym. Bethany musiała zmusić swoją szczękę do
zamknięcia się.
%7łe co proszę?
Ash uśmiechnęła się zwięzle i czekała dopóki następna grupa dzieciaków przeczłapie
obok niech.
Nie rozumiem co on w tobie widzi, ale myślę że słyszałaś i zrozumiałaś mnie za
pierwszym razem. - Wtedy jej głos zniżył się. - Jego stać na więcej. Najwyżej
znudzi się zieleńszą trawą i ruszy dalej.
Bethany była prawie za bardzo oszołomiona by odpowiedzieć.
Przykro, że czujesz w ten sposób, ale -
Co ty masz mu do zaoferowania innego niż ryzyka? - Ash podeszła bliżej i
Bethany musiała zwalczyć przymus by się cofnąć. - Wy nie przetrwacie. W ten
sposób czy inny. Więc dlaczego nie zrobisz wam obydwojgu sobie i Dawsonowi
przysługi i nie zostawisz go w spokoju.
Bethany czuła się jak wstrząśnięta puszka wody, tuż przed otwarciem. Ta, wiedziała
że nie dorastała do pięt dziewczynie jak Ash, ale Jeezu, nie była też wczorajszą resztką fast-
fooda. Ale zanim mogła pozwolić popłynąć dozie niecenzurowanych słów, wyższa
dziewczyna odwróciła się wdzięcznie i odeszła, poruszając się bez wysiłku wśród innych
uczniów.
Bethany stała tam, z rozdziawioną buzią. To się nie stało. Otrzymała całe
niezadowolenie tym, że wie o ich części prawdy, ale to wydawało się osobiste. Czy ona była
byłą Dawsona? Boże, czyż to nie byłoby jej szczęście? Ona startowała przeciw
wspomnieniom kosmicznej modeliki Victoria's Secret.
Dawson był na dalekim końcu korytarza. Odwrócił się, jakby ją wyczuwając.
Hej... - Uśmiech zniknął z jego przystojnej twarzy. - Co jest?
Zatrzymała się obok niego, patrząc wokoło.
Więc, właśnie miałam malutką pogawędkę z Ash.
I tam poszła reszta uśmiechu.
Oh, Boże co ona powiedziała?
Czy wy się umawialiście czy coś? - W minucie gdy te słowa opuściły jej usta,
pożałowała ich.
Co? Oh, do diabła nie.
Bethany opuściła ramiona.
Naprawdę?
Ku jej zaskoczeniu, zaśmiał się i złapał jej łokieć, prowadząc ją do brudnego okna,
wychodzącego na parking.
Ona i mój brat się umawiają cóż, nie teraz, ale na przemian od kiedy pamiętam.
Zirytowana faktem, że czuła ulgę słysząc to, zrobiła niezadowoloną minę.
Co? Od kiedy mieli po dziesięć lat, czy coś?
Dawson wzruszył ramionami.
Co ona ci powiedziała?
Bdethany podała mu szybką i brudną wersję. Do czasu kiedy skończyła, Dawson
wyglądał jakby chciał coś uderzyć.
Czy oni naprawdę widzą mnie jako tak wielkie zagrożenie? - zapytała.
Jego szczęka zacisnęła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]