[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjacielu - zachęcił adwokat.
- Chciałbym - sierżant zmieszał się trochę - pożyczyć od pana na dzień, dwa, może trzy,
złoty zegarek z dewizką i jakiś złoty pierścionek.
- Ależ to drobiazg - roześmiał się mecenas. - Służę całą moją skromną biżuterią i nie
pytam, w jakim celu jest potrzebna. Powiedz tylko, czy domyślam się prawdy: chcesz
zaimponować komuś?
- Tak - potwierdził sierżant.
- Chodzi o dziewczynę czy o sprawę służbową?
- O sprawę służbową - odparł sierżant.
- Nie pytam więcej, proszę, tu jest ta biżuteria.
Mecenas podniósł się z fotela i ze schowka w biurku wydobył niewielką szkatułkę z
ozdobnymi okuciami. Było w niej kilka sygnetów, dwa zegarki, złote spinki, bransoleta i
różne pierścionki.
- Wybieraj, co chcesz, młody człowieku - adwokat podał szkatułkę przyjacielowi.
Sierżant wyjął ze szkatułki zegarek z dewizką i jeden z pierścionków.
- Proponowałbym raczej sygnet, będziesz wyglądał bardziej po męsku - poradził mecenas
z uśmiechem.
- Wolę pierścionek - zdecydowanie odparł sierżant.
- Twoja wola, przyjacielu - zgodził się mecenas.
Sierżant schował zegarek do kieszonki kamizelki, wypuszczając na zewnątrz dewizkę.
Usiadł ponownie w fotelu, podpierając brodę ręką ozdobioną pierścionkiem. Uśmiechnął się
do mecenasa:
- Czy dobrze wyglądam?
Ten lekko skrzywił się:
- Tak, ale powiem ci szczerze, że przypominasz mi dorobkiewicza, który snobuje się
złotem.
- To świetnie - ucieszył się sierżant. - O to mi właśnie chodzi.
- Czy mam zostawić pokwitowanie? - spytał wstając.
- %7łartujesz, przyjacielu. Obiecaj mi tylko, że kiedyś, po skończonej sprawie, opowiesz, po
co potrzebna była ci ta dekoracja.
- Oczywiście - odparł sierżant i pożegnał mecenasa.
Już drugi dzień sierżant Paprocki odwiedzał sklepy i komisy jubilerskie oraz pracownie
złotników. Wszędzie bez skutku. Nigdzie nie mógł znalezć tego, co go interesowało. W końcu
na liście oznaczonych do odwiedzenia sklepów i pracowni został jeszcze jeden sklep
komisowy na przedmieściu. Dochodziła osiemnasta.  Zajrzę jeszcze do tego sklepu, a pózniej
złożę wizytę mecenasowi i skończę z rolą człowieka lokującego kapitał w biżuterię" -
pomyślał.
W komisie jubilerskim, zapewne z powodu póznej już pory handlowej jak i ciepłego
popołudnia, nie było klientów. Toteż na widok gościa wysunął się sam kierownik. Z miejsca
obrzucił przybysza dyskretnym spojrzeniem i zauważył złotą dewizkę zegarka i kosztowny
pierścień na ręku.
- Czym mogę szanownemu panu służyć?
- Szukam ładnego sygnetu - wyraził życzenie klient.
- Ależ to nic prostszego, dobrze pan trafił, mamy ich duży wybór. Proszę do tej gabloty. -
Kierownik prowadził gościa w głąb sklepu.
Sierżant przez chwilę przyglądał się badawczo wyłożonej biżuterii. Sygnetu, który
chciałby kupić, tutaj niestety też nie było. Miał już wyjść ze sklepu, ale wobec usłużnego
wzroku kierownika żal mu było tak nagle rozwiać jego nadzieje na dokonanie transakcji.
- Wie pan, żona moja ciągle krytykuje mnie, że noszę ten pierścień - wyciągnął rękę w
stronę kierownika. - Mówi, że mężczyzna powinien nosić wyłącznie sygnet z monogramem.
Przyrzekłem wiec jej dziś rano, kiedy wyjeżdżałem do Aodzi, że jeśli znajdę taki, który mi się
będzie podobał, to kupię. Niestety, nie widzę tu odpowiedniego dla mnie. Wszystkie mają już
wygrawerowane monogramy, ale żaden nie pasuje do moich inicjałów.
- A z jakimi inicjałami chciałby pan mieć Sygnet? - zainteresował się kierownik.
- JB, Józef Balicki - odpowiedział sierżant.
- Proszę zaczekać - mam jeszcze kilka na zapleczu, nie zdążyliśmy ich jeszcze
oznakować i wstawić do gabloty.
Kierownik zniknął na moment za kotarą, skąd wyniósł płaskie pudełko z kilkunastoma
sygnetami. Jeden z nich przykuł od razu wzrok sierżanta. To był jego sygnet!
Powoli zaczął oglądać wszystkie po kolei. W końcu wziął do ręki ten właściwy, którego
szukał.
- O, są tu nawet potrzebne dla mnie inicjały! - wykrzyknął uradowany. Włożył sygnet na
palec. Pasował jak ulał.
- Jaka jest jego cena? - spytał.
Dwadzieścia pięć tysięcy - odpowiedział bez wahania kierownik widząc, że sygnet
podoba się klientowi.
- Cena trochę wygórowana. Robota wprawdzie ładna, ale nie waży on, zdaje się, nawet
dwudziestu gramów? - wykazał swoje znawstwo sierżant.
- Sam pan mówi, że ładna robota. Ja panu powinienem wyjaśnić, - to jest misterna, ręczna
praca artysty-rzemieślnika. Ten sygnet kupuje pan bardzo tanio. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl