[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szybko, zdąży wejść na pokład, odszukać, co mu trzeba, wyjść na zewnątrz i umożliwić Lei start w
ciągu dwóch minut. Miał nadzieję, że to wystarczy. Po bezpiecznym odlocie lądownika schowa
sprzęt pod skrzydłem samolotu i szybko się oddali. Jeśli do rana nic się nie stanie z ukrytym
sprzętem, zabierze go ze sobą i pójdzie szukać Vjera.
Zanim usłyszał odległy pomruk silników rakietowych nad sobą, słońce zniżyło się nad horyzont,
skąd świeciło czerwonawym blaskiem przenikającym przez cienką warstwę chmur. Podniósł głowę
i dostrzegł maleńki punkt światła opadający w dół. Był znacznie jaśniejszy od zachodzącego słońca
i bardzo szybko rósł w oczach, przechodząc w słup ognia, który sprowadzał lądownik bezpiecznie
na ziemię. Pojazd osiadł na ziemi dokładnie w miejscu, w którym był rozłożony znak z, obracając
go natychmiast w popiół. Brion ruszył co sił w nogach w jego kierunku, nie czekając, aż zgasną
silniki. Nim do niego dobiegł, otworzyła się klapa śluzy powietrznej i w dół zsunęła się ze
szczękiem elastyczna drabina. Brion złapał rękoma za jej szczeble i zaczął podciągać się w górę,
ręka za ręką, nie chcąc tracić czasu na szukanie ich stopami, gdyż kołysała się na całej długości.
Jego dłonie pracowały sprawnie niczym tłoki silnika, wznosząc go wzdłuż kadłuba statku do śluzy
powietrznej. Lea odwracała się właśnie od pulpitu sterowniczego, kiedy pojawił się za jej plecami.
Objął ją mocno ramionami, przytulając do siebie, pocałował ją z głośnym cmoknięciem i puścił.
- Wspaniale znowu cię widzieć - powiedział, odwracając się i przystępując do grzebania w
szafce. - Tu jest interesująco, ale samotnie. Potrzebuję... o jest Do zobaczenia! Startuj, jak tylko
znajdę się w bezpiecznej odległości.
Przystanął gwałtownie, ponieważ zablokowała swoim ciałem wejście do śluzy, patrząc na niego
ze złością.
- Dość tego, mój błyskawiczny kochanku! Najwyższy czas, abyśmy sobie trochę pogadali...
- Nie teraz. Musisz się stąd wynieść, wrócić na orbitę. Lada chwila możemy zostać
zaatakowani...
- Zamknij się. Włącz zdalne sterowanie. Zaczekam na ciebie na ziemi.
Lea podniosła ciężki plecak, odwróciła się i zaczęła schodzić po drabinie, podczas gdy
zaskoczony Brion zastanawiał się, co jej odpowiedzieć. Miał jej kazać wrócić, wsadzić ją siłą do
środka, mimo iż tego nie chciała, próbować ją przekonać, wytłumaczyć, że to, co robi, jest
niebezpieczne? Wszystkie te myśli kłębiły mu się w głowie, aż w końcu stwierdził, że żadne z tych
wyjść nie jest dobre. Muszą ich chyba na Ziemi uczyć jak być konsekwentnym, ponieważ kiedy
podejmowała jakąś decyzję, nie było sposobu, aby ją zmienić. Pogodził się z jej postanowieniem,
przyznając w duchu, że jej obecność przy nim była zdecydowanie lepsza od dotychczasowej
samotności.
To wszystko trwa za długo! Podbiegł do pulpitu sterowniczego i wyciągnął z gniazda przyrząd do
zdalnego sterowania. W tym samym momencie zapaliło się na nim światełko sygnalizacyjne
oznajmiające, że przyrząd jest gotowy do działania. Przypiął go do pasa obok HPJ, kiedy wbiegał
do śluzy powietrznej. Następnie spuścił się po drabinie. Znalazłszy się na wysokości kilku metrów
nad ziemią, zeskoczył z ostatnich szczebli i wcisnął kilka przycisków na sterowniku. Biegnąc,
słyszał trzask zamykanych wewnętrznych drzwi śluzy oraz szczęk wciąganej do góry drabiny.
Lea nie czekała na niego, wiedząc, że Brion biega dwa razy szybciej od niej. Toteż, mimo iż
biegła najszybciej jak mogła, momentalnie ją dogonił. Złapał ją w biegu i nie zwalniając ani na
chwilę, pobiegł z nią dalej. Kiedy usłyszał odgłos zapłonu silników, pociągnął ją na ziemię i
zasłonił swoim ciałem. Objął ją ramieniem, gdy zadrżała ziemia i omiótł ich gorący obłok pyłu.
Kiedy się nieco uspokoiło, usiadła krztusząc się i pocierając oczy.
- Ty głupi umięśniony jaskiniowcu... Czy wiesz, że mało nas nie upiekłeś tym nagłym startem!
- Nie masz racji - powiedział uśmiechając się. Po czym przewrócił się na plecy i wsunąwszy ręce
pod głowę spojrzał do góry, na oddalający się płomień lądownika. Byli bezpieczni, przynajmniej w
tej chwili. - Wiedziałem, że wystarczą mi trzy sekundy, aby znalezć się w bezpiecznej odległości.
Przy założeniu, że zamykanie zajmie siedem sekund... Czułem to!
- No, wspaniale! - powiedziała Lea, kopiąc go w bok z całej siły. Czubek jej buta odbił się od
jego twardych jak skała mięśni nie wyrządzając mu krzywdy, niemniej ten akt protestu sprawił jej
ogromną satysfakcję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl