[ Pobierz całość w formacie PDF ]

banalnych zwyczajów, nie uwierzyłby w to. Ojciec co najwyżej uśmiechnąłby się.
Co do lady Henrietty, ta sądziłaby, że to żart, gdyby zaś uwierzyła, jakże oburzona byłaby tą plamą na
życiu syna. Na szczęście żadne z rodziców nie wiedziało o niczym. W dniach najszaleńszych polowań
nie był taki podniecony i puls mu tak nie bił! Dymitr urządził wszystko doskonale. Paweł został
młodym angielskim sekretarzem damy, która musi dużo pisać. A w każdym razie najpoważniejsze
hotele za granicą nie pytają o zbyt ścisłe informacje swoich gości, jeżeli ci goście zajmują najdroższe
apartamenty i mają elegancką służbę.
Służący Pawła był to syn starego masztalerza, służącego od dawna w tej rodzinie, chłopak uczciwy i
oddany swemu panu  sir Karol Verdayne jednak pragnął upewnić się podwójnie.
 Thompson  rzekł rano w dzień odjazdu.  Chociaż pan Verdayne może się bawić, jak mu się
podoba, ty możesz być ślepy i głuchy, pamiętaj. Ani be, ani me służącym tutaj, ani w hotelach, albo w
domach, w których będziecie, a przede wszystkim proszę, żeby te szczegóły nie przedostały się do
uszu pani. Jeśliby młody pan zaplątał się w jakie kłopoty, to donieś mi o tym, ale nikomu nie piśnij ani
słowa, zrozumiano, Tompson?
 Zrobię tak, sir  odpowiedział Thompson z uszanowaniem. I robił, jak wykazywały pózniejsze
wypadki.
Pokoje na Burgenstock wyglądały skromnie, tak niepodobne były do saloników w Lucernie.
Wszystko świeże, czyste i bardzo proste. Paweł błąkał się po pokojach i w jednym, przeznaczonym
dla niego, napotkał Annę, pokojówkę pani, którą Dymitr wysłał naprzód. Zaścielała na łóżku
prześcieradło, tak cienkie i delikatne, jak pajęczyna, oraz miękkie, jedwabne poduszki. Jaka kochana
jest jego pani, że tak myślała o nim, swoim sekretarzu.
Tygrys, jej tygrys przyjechał także i leżał w saloniku, gdzie było też trochę skromnych poduszek
jedwabnych, w wazach groszek pachnący i świeże kwiatki, lecz nie było tuberoz, tak jak nie było nic
cieplarnianego, wspaniałego, ani sztucznego.
Słońce świeciło wprost w okna, zielone drzewa, świeże i wymyte deszczem radowały jego oczy, a
niżej, w szafirowym jeziorze odbijały się śnieżne szczyty gór. Co za wymarzona siedziba dla
miłosnych snów! W liście, który mu przysłała jego ukochana, znalazł kilka zasuszonych płatków
różanych. Była to odpowiedz na jego namiętny list.
Tak, przyjadę, Paul, ale tylko pod jednym warunkiem, że nigdy nie będziesz się mnie pytał, ani kim
jestem, ani skąd przybyłam. Musisz mi obiecać, że będziesz uważał to, co nastąpi za wakacyjne święto,
za epizod  a jeśli los daje nam tę wielką radość, nie powinieneś starać się krępować mnie ani teraz,
ani pózniej, ani kontrolować moich ruchów. Musisz dać mi słowo honoru na to, że nigdy nie będziesz
się starał odkryć kim i czym była twoja ukochana  że nigdy nie będziesz mnie śledził i nie pójdziesz
za mną. Tak, przyjadę teraz, jeżeli się upewnię co do Ciebie, ale gdy będę miała odejść, odejdę w
milczeniu.
I Paweł dał słowo honoru. Bał się podnieść głowę i spojrzeć przed siebie. Lepiej żyć teraz w tej ulotnej
radości i nie kusić losu. Czekał na nią cały drżący.
Już był czas na popołudniową herbatę, gdy nadjechała karetą, bo ona i Dymitr przybyli dalszą drogą. I
czyż to nie było naturalne, że jej sekretarz spotkał ją, asystował jej i odprowadził do jej apartamentów?
Jak ona pięknie wyglądała w bladoszarym kolorze. I suknia i kapelusz były bardzo wytworne. Suknię
miała krótką, tak że można było dojrzeć drobne stopy.
Wszystko było proste, przystosowane do wycieczki w góry i do surowej przyrody.
Herbatę podano na balkonie, doskonałą, wonną, rosyjską herbatę, a Dymitr, podawszy srebrne
przybory, wycofał się i zostawił ich samych w pokoju.
 Kochanie!  rzekł Paweł i pochwycił ją w ramiona.  Moje kochanie! Kochanie!
Piękna pani w jego uścisku długą chwilę nie mogła nic mówić! Wreszcie szepnęła mu cicho do ucha:
 Jakie słodkie słowo, mój Paul ukochany. Słodsze po angielsku, niż w każdym innym języku. A ty
się cieszysz, że przyjechałam i będziemy trochę żyć razem w naszym gniazdku, takim świeżym i nie
za dużym, prawda? Och, jakież cudne radości można mieć w życiu i jakim szaleńcem jest człowiek,
który się ich dobrowolnie wyrzeka.
 O, tak  potwierdził, z przejęciem Paweł.
Potem rozkoszowali się herbatą a ona nauczyła go pić herbatę z cytryną. Była słodka i swobodna, jak
młoda dziewczyna i nie mówiła żadnych nieokreślonych rzeczy; robiła w ogóle wrażenie, że jest
młodą, nieśmiałą narzeczoną, a Paweł jej panem i władcą. Czuł jakieś dzikie szczęście z tego powodu.
Jak on mógł żyć tak szaro i bez sensu, zanim ją spotkał.
Skończywszy herbatę, wyszli się trochę przejść. Ona chciała pochodzić, a Paul, jako Anglik, też
potrzebował ruchu. Och, znała Anglików i ich zwyczaje! I naturalnie musi myśleć o wszystkim, co
mogłoby zrobić przyjemność jej ukochanemu Paulowi.
A on? Wy starzy, zepsuci światowcy, którzy może będziecie czytali tę książkę, pomyślcie sobie, czym
był Pawełek  jak wibrowała w nim młodość, życie, siła, jak drżał od szczęścia, jak radość przele-
wała się w nim po prostu przez brzegi. W napięciu miłosnym znajdował w swej pięknej młodej duszy
najcudowniejsze słowa i szeptał je ukochanej. Z każdą chwilą czuł się zakochany coraz mocniej, a ona
w każdym nowym przeobrażeniu wydawała mu się coraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl