[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że zbliżyli się ku sobie, to już następnego dnia musiał nastąpić
regres. Dzisiaj Mitch mógł patrzeć na nią jak w obraz, jutro
będzie uciekał ze spojrzeniem. Czuła, że takiej huśtawki nie
zniesie na dłuższą metę.
- Co ci tak spieszno, Mitch? - spytała, opierając się ra
mieniem o framugÄ™ drzwi.
Trzymał już dłoń na klamce. Odwrócił się.
- Nie mogę przebywać z tobą sam na sam. Wówczas my
ślę wyłącznie o tym, by wziąć cię w ramiona.
Spojrzała nań z niedowierzaniem.
- Przecież już nieraz całowaliśmy się.
- Tak, ale zawsze w pobliżu była Chrissie.
- I co z tego?
- Bethany, nie udawaj, że nie rozumiesz. Jesteś kobietą
zdolną wzbudzić pożądanie u każdego normalnego mężczy
zny. Myślisz, ż ja tu jestem jakimś wyjątkiem? Naprawdę nie
zdajesz sobie sprawy, jak bardzo pragnę kochać się z tobą?
- Czy to pragnienie bardzo cię przeraża? - spytała prawie
szeptem.
- Bardzo - potwierdził ściszonym głosem. - Gdyż nie
wolno mi przekroczyć pewnych granic.
- Do aktu seksualnego potrzeba dwóch osób, dziwne
więc, że mnie nie pytasz tu o zdanie. Gdybyś jednak to zro
bił, usłyszałbyś w odpowiedzi, że przed twoim przyjściem
bynajmniej nie rozesłałam łóżka w mojej sypialni. Po prostu
w ogóle o tym dotąd nie myślałam. Uważam, że na takie
zbliżenie jest jeszcze chyba za wcześnie.
Oderwał się od drzwi frontowych i podszedł do niej szyb
kim krokiem. Wiedziała, co za chwilę nastąpi, i podała mu
usta. Całowali się aż do utraty tchu.
- Ty kusicielko - wyszeptał.
- Mitch, od pożądania nie uciekniemy, a śmieszne byłoby
udawać, że nie ma czegoś takiego.
Roześmiał się z nutką melancholii.
- Jak ty potrafisz zgrabnie wszystko ująć. Nie dziwię
się, że jesteś nauczycielką. Tylko co ma zrobić facet, który
widzi w wyobrazni twoje, cudowne ciało i pragnąłby go do
tknąć?
Ona również się roześmiała.
- Mam pewien pomysł. Otóż proponowałabym, żeby ten
facet przypomniał sobie teraz, że obiecał mi pomóc przy
ubieraniu choinki.
- Owszem, obiecałem.
- Więc zrzuć ten płaszcz i do dzieła...
Mitch posłusznie zdjął płaszcz i, zaiste, wziął się do dzieła.
- Co ty robisz, Mitch?
- Wziąłem cię na ręce.
- Ale przecież mieliśmy ubierać...
- Wszystko w swoim czasie.
Christian jeszcze na początku listopada mógłby iść o za
kład, że przed upływem tego miesiąca Mariah powie wszy
stkim do widzenia" i wróci pod opiekuńcze skrzydła swoje
go tatuńcia. Kulił się na samą myśl o tym, że można miesz
kać w tak prymitywnych warunkach podczas arktycznej zi
my. Nie wytrzymałby tego nawet doświadczony traper, a co
dopiero wychowana w puchach młoda kobieta.
Mariah udowodniła mu, że gdyby faktycznie doszło do
takiego zakładu, przegrałby go z kretesem. Codziennie wie
czorem wracała do swojej chatki i codziennie rano pojawiała
siÄ™ w biurze.
A to uparta bestia, pomyślał, rzucając na nią okiem. Sie
działa pochylona nad klawiaturą komputera, a jej palce śmi
gały niczym u dyplomowanej sekretarki.
- Dzień dobry - pozdrowił ją bez szczególnego entu
zjazmu.
- Dzień dobry - odpowiedziała z uśmiechem, który wy
dał mu się zbyt przymilny. - Kawa gotowa.
Spojrzał na dzbanek. Nie miał najmniejszej ochoty na tę
cholernÄ… kawÄ™!
- Mariah...
Popatrzyła nań z przestrachem w oczach.
- Czy znowu zrobiłam coś nie tak?
. - Nie, nie... Czy ja tu jestem inspektorem izby kontroli,
żebym ci tylko coś wytykał?
Na jej twarzy odmalowała się bezbrzeżna ulga.
- Pomyślałam tak, bo tylko wówczas odzywasz się do
mnie, gdy chcesz mi wytknąć jakiś błąd.
Diabeł nadał z tymi kobietami!
- Powiedzmy, że tym razem zachowałem się wyjątkowo.
- Przysiadł na blacie swojego biurka. - Wciąż myślę o tych
nocach, które spędzasz w domku myśliwskim.
Zesztywniała.
- Zdaje się, że już rozmawialiśmy o tym sto razy.
- Nie chcę, żebyś tam mieszkała.
- W takim razie już przy pierwszej ze mną rozmowie nie
powinieneś był mi mydlić oczu, mnie oraz innym kobietom
nieświadomym rzeczy, tą tak zwaną wiejską rezydencją.
- Wolałbym, żebyś przeniosła się do domu Catherine Fle
tcher - powiedział, puszczając mimo uszu jej uszczypliwą uwa
gÄ™. - Sally i Angie przyjmÄ… ciÄ™ z otwartymi ramionami.
- Dobrze mi tam, gdzie jestem.
Miał ochotę chwycić się za głowę. Czy ta wariatka plano
wała jakieś wyrafinowane samobójstwo? Jak można żyć
w trzydziestostopniowym mrozie bez gazu, elektryczności
i bieżącej wody?
- Więc proszę cię - powiedział przez zaciśnięte zęby, kła
dąc jednak mocny akcent na słowie proszę" - żebyś zamie
szkała z Sally i Angie. Przynajmniej do wiosny.
- Po co?
Oczywiście! Normalna rozmowa z nią była niemożliwa.
Ta dziwaczka w ogóle nie umiała po ludzku rozmawiać. Oka
zał się idiotą, zamartwiając się o nią całymi nocami. Ale skoro
już miał zatoczyć ten kamień na górę, nie mógł się teraz
wycofywać.
- Proszę cię o przeniesienie się nie dlatego, że przerażają
mnie warunki, w jakich mieszkasz, ale ponieważ potrzebna
mi jest twoja pomoc. Chodzi o to, żebyś wsparła Sally i Angie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
że zbliżyli się ku sobie, to już następnego dnia musiał nastąpić
regres. Dzisiaj Mitch mógł patrzeć na nią jak w obraz, jutro
będzie uciekał ze spojrzeniem. Czuła, że takiej huśtawki nie
zniesie na dłuższą metę.
- Co ci tak spieszno, Mitch? - spytała, opierając się ra
mieniem o framugÄ™ drzwi.
Trzymał już dłoń na klamce. Odwrócił się.
- Nie mogę przebywać z tobą sam na sam. Wówczas my
ślę wyłącznie o tym, by wziąć cię w ramiona.
Spojrzała nań z niedowierzaniem.
- Przecież już nieraz całowaliśmy się.
- Tak, ale zawsze w pobliżu była Chrissie.
- I co z tego?
- Bethany, nie udawaj, że nie rozumiesz. Jesteś kobietą
zdolną wzbudzić pożądanie u każdego normalnego mężczy
zny. Myślisz, ż ja tu jestem jakimś wyjątkiem? Naprawdę nie
zdajesz sobie sprawy, jak bardzo pragnę kochać się z tobą?
- Czy to pragnienie bardzo cię przeraża? - spytała prawie
szeptem.
- Bardzo - potwierdził ściszonym głosem. - Gdyż nie
wolno mi przekroczyć pewnych granic.
- Do aktu seksualnego potrzeba dwóch osób, dziwne
więc, że mnie nie pytasz tu o zdanie. Gdybyś jednak to zro
bił, usłyszałbyś w odpowiedzi, że przed twoim przyjściem
bynajmniej nie rozesłałam łóżka w mojej sypialni. Po prostu
w ogóle o tym dotąd nie myślałam. Uważam, że na takie
zbliżenie jest jeszcze chyba za wcześnie.
Oderwał się od drzwi frontowych i podszedł do niej szyb
kim krokiem. Wiedziała, co za chwilę nastąpi, i podała mu
usta. Całowali się aż do utraty tchu.
- Ty kusicielko - wyszeptał.
- Mitch, od pożądania nie uciekniemy, a śmieszne byłoby
udawać, że nie ma czegoś takiego.
Roześmiał się z nutką melancholii.
- Jak ty potrafisz zgrabnie wszystko ująć. Nie dziwię
się, że jesteś nauczycielką. Tylko co ma zrobić facet, który
widzi w wyobrazni twoje, cudowne ciało i pragnąłby go do
tknąć?
Ona również się roześmiała.
- Mam pewien pomysł. Otóż proponowałabym, żeby ten
facet przypomniał sobie teraz, że obiecał mi pomóc przy
ubieraniu choinki.
- Owszem, obiecałem.
- Więc zrzuć ten płaszcz i do dzieła...
Mitch posłusznie zdjął płaszcz i, zaiste, wziął się do dzieła.
- Co ty robisz, Mitch?
- Wziąłem cię na ręce.
- Ale przecież mieliśmy ubierać...
- Wszystko w swoim czasie.
Christian jeszcze na początku listopada mógłby iść o za
kład, że przed upływem tego miesiąca Mariah powie wszy
stkim do widzenia" i wróci pod opiekuńcze skrzydła swoje
go tatuńcia. Kulił się na samą myśl o tym, że można miesz
kać w tak prymitywnych warunkach podczas arktycznej zi
my. Nie wytrzymałby tego nawet doświadczony traper, a co
dopiero wychowana w puchach młoda kobieta.
Mariah udowodniła mu, że gdyby faktycznie doszło do
takiego zakładu, przegrałby go z kretesem. Codziennie wie
czorem wracała do swojej chatki i codziennie rano pojawiała
siÄ™ w biurze.
A to uparta bestia, pomyślał, rzucając na nią okiem. Sie
działa pochylona nad klawiaturą komputera, a jej palce śmi
gały niczym u dyplomowanej sekretarki.
- Dzień dobry - pozdrowił ją bez szczególnego entu
zjazmu.
- Dzień dobry - odpowiedziała z uśmiechem, który wy
dał mu się zbyt przymilny. - Kawa gotowa.
Spojrzał na dzbanek. Nie miał najmniejszej ochoty na tę
cholernÄ… kawÄ™!
- Mariah...
Popatrzyła nań z przestrachem w oczach.
- Czy znowu zrobiłam coś nie tak?
. - Nie, nie... Czy ja tu jestem inspektorem izby kontroli,
żebym ci tylko coś wytykał?
Na jej twarzy odmalowała się bezbrzeżna ulga.
- Pomyślałam tak, bo tylko wówczas odzywasz się do
mnie, gdy chcesz mi wytknąć jakiś błąd.
Diabeł nadał z tymi kobietami!
- Powiedzmy, że tym razem zachowałem się wyjątkowo.
- Przysiadł na blacie swojego biurka. - Wciąż myślę o tych
nocach, które spędzasz w domku myśliwskim.
Zesztywniała.
- Zdaje się, że już rozmawialiśmy o tym sto razy.
- Nie chcę, żebyś tam mieszkała.
- W takim razie już przy pierwszej ze mną rozmowie nie
powinieneś był mi mydlić oczu, mnie oraz innym kobietom
nieświadomym rzeczy, tą tak zwaną wiejską rezydencją.
- Wolałbym, żebyś przeniosła się do domu Catherine Fle
tcher - powiedział, puszczając mimo uszu jej uszczypliwą uwa
gÄ™. - Sally i Angie przyjmÄ… ciÄ™ z otwartymi ramionami.
- Dobrze mi tam, gdzie jestem.
Miał ochotę chwycić się za głowę. Czy ta wariatka plano
wała jakieś wyrafinowane samobójstwo? Jak można żyć
w trzydziestostopniowym mrozie bez gazu, elektryczności
i bieżącej wody?
- Więc proszę cię - powiedział przez zaciśnięte zęby, kła
dąc jednak mocny akcent na słowie proszę" - żebyś zamie
szkała z Sally i Angie. Przynajmniej do wiosny.
- Po co?
Oczywiście! Normalna rozmowa z nią była niemożliwa.
Ta dziwaczka w ogóle nie umiała po ludzku rozmawiać. Oka
zał się idiotą, zamartwiając się o nią całymi nocami. Ale skoro
już miał zatoczyć ten kamień na górę, nie mógł się teraz
wycofywać.
- Proszę cię o przeniesienie się nie dlatego, że przerażają
mnie warunki, w jakich mieszkasz, ale ponieważ potrzebna
mi jest twoja pomoc. Chodzi o to, żebyś wsparła Sally i Angie [ Pobierz całość w formacie PDF ]