[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Bartek, głowa do góry, bo będę strajkować. -Jak?
- Prowadząc głodówkę.
- To strajkuj.
- Dobrze, sam tego chciałeś.
Podszedł kelner, przyniósł karty z menu. Wcale jej nie
otworzyłam. On też nie. Po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
Zamówiliśmy swoje ulubione potrawy i objadaliśmy się
nieprzyzwoicie. Topór został zakopany.
Po godzinie wyszliśmy z restauracji uśmiechnięci i nasyceni.
Burza minęła, wracał dobry nastrój. Na zewnątrz sypał śnieg.
Zwiat był biały, czysty. Drzewa wyglądały jak z bajki. Konary
uginały się pod białym puchem. Cudowna sceneria.
Do domu wracaliśmy, jadąc bardzo powoli. Na drodze było
ślisko. Bartek prowadził samochód w wielkim skupieniu.
Dobrze, że to tylko dziesięć kilometrów.
Wjechaliśmy na podwórko. On nosił cięższe zakupy, ja
lżejsze. Whisky dotrzymywał nam towarzystwa. Tylko
Pafnucy nie miał odwagi opuścić legowiska.
Danka pomachała nam z okna swojej kuchni. Postanowiłam
do niej zajrzeć. Jest sama, może więc czegoś potrzebuje.
Ucieszyła się z mojej wizyty.
- Cześć, kochana. Co porabiasz? - zapytałam sąsiadkę.
- Sprzątam i przygotowuję się do świąt.
- Gdzie spędzasz Wigilię?
- Sama w domu.
- Nie ma mowy, zapraszam cię do nas.
- A Bartek?
- Co: Bartek? On też bardzo się ucieszy. To dobry człowiek,
tylko trochę pokręcony.
- Jesteś pewna, że nie będę wam przeszkadzała?
- Nie będziesz. Przyjdz do mnie jutro rano, razem wszystko
przygotujemy.
- Dziękuję, Ewo.
- Drobiazg. Do zobaczenia - przytuliłam ją mocno.
Matko kochana. Do czego zmierza ten obecny świat? Jak
można taką fajną kobietę zostawić samą na święta? Jurek miał
przecież dzieci, a one wcale się nią nie interesowały.
Po powrocie do domu rozmawiałam na ten temat z Bartkiem.
Nie był zachwycony, ale cieszył się przynajmniej z tego, że nie
mamy więcej sąsiadów, bo pewnie zaprosiłabym całą wieś.
Zajęliśmy się pakowaniem zakupów do lodówki, zamrażarki i
szafek. Kupiłam na święta swoją ulubioną kawę, Lavazzę.
Postanowiłam w tym roku nie piec żadnych ciast. W
cukierniach jest bardzo duży wybór, więc kupimy po kawałku
tych, które najbardziej lubimy. Ja przepadam za makowcem,
Bartuś za sernikiem i ciastami z masą, a Danka nie wiem. Jutro
ją podpytam.
Rano wypiłyśmy z sąsiadką kawę, zjadły po kawałku
szarlotki i zabrałyśmy się do pracy. Bartuś ulotnił się do
pracowni. Dzisiaj postawiłyśmy na bigos i krokiety.
Pokroiłam drobno wypłukaną kiszoną kapustę i wrzuciłam ją
do garnka. Dodałam liście laurowe, ziele angielskie i
pokrojone suszone śliwki. W drugim garnku dusiła się
wołowina pokrojona w kostkę, a na patelni skwierczały
kawałki łopatki. Gdy mięso było już miękkie, wrzuciłam je do
kapusty. Niech się wszystko gotuje na wolnym ogniu co
najmniej trzy godziny dzisiaj i ze dwie jutro. Bigos jest
najlepszy, gdy postoi przynajmniej trzy dni w lodówce.
Dlatego przygotowuję go już dzisiaj.
Danka zajęła się przyrządzaniem krokietów. Usmażyła
naleśniki i zmieliła w maszynce mięso wraz z podsmażoną na
złoty kolor na masełku cebulką. Jedne będą z mięsem, a drugie
z kapustą i grzybami. Bartuś będzie zachwycony. Uwielbia
dobrą kuchnię.
Przyrządzając potrawy, dużo rozmawiałyśmy. Był temat
gotowania, prowadzenia domu, a nawet pożartowałyśmy na
tematy damsko-męskie. Pomyślałam sobie, że gdyby tak
wysłać Dankę do fryzjera, ufarbować i podciąć włosy, kupić
trochę fajnych ciuchów, zrobić makijaż, byłaby jeszcze
całkiem fajną kobietą. Podzieliłam się z nią swoim pomysłem.
Chyba jej się spodobał. Przyznała się, że ma trochę
oszczędności i bardzo chętnie podda się metamorfozie.
Postanowiłyśmy to zrobić jeszcze przed świętami. Jak działać,
to szybko.
Dwa dni przed Wigilią Bartek zawiózł nas do Piły na babskie
zakupy. Miał przyjechać wieczorem. Trochę kręcił nosem,
że ma mnie zostawić, ale widząc błagalne spojrzenie, szybko
odpuścił.
Najpierw udałyśmy się do fryzjera. Ten podciął Dance włosy i
zrobił balejaż. Wyglądała młodziej o co najmniej dziesięć lat.
Potem udałyśmy się do centrum handlowego. Wypatrzyłam
dla niej czarną obcisłą sukienkę ze srebrnymi akcentami. Kiedy
ją włożyła, wyglądała pięknie, kobieco.
Potem dokupiłyśmy biżuterię, to jest sznur pereł i taką samą
bransoletkę oraz kolczyki. Dopełnieniem były czarne szpilki i
kremowy szal, który zarzuca się na sukienkę.
Kiedy skończyłyśmy zakupy dla niej, poczułam, że sobie też
powinnam coś kupić. Co prawda, moja garderoba pękała w
szwach, ale nie byłabym kobietą, gdybym nie dokupiła sobie
czegoś nowego. Tym razem postawiłam na czerwoną garsonkę
z czarnymi lamówkami. Do tego jeszcze seksowne rajstopy i
czarne zamszowe szpileczki. Tak, teraz już obie byłyśmy
zadowolone.
Po zakupach poszłyśmy na kawę i ciacho. Humory do końca
nas nie opuszczały. W kawiarni czekałyśmy na Bartka, który
już po nas jechał. Podszedł do nas młody mężczyzna i pytał,
czy może się dosiąść. Nie rozumiałam, dlaczego wybrał ten
stolik. W kawiarni było wiele pustych miejsc. Ja jednak, zdając
sobie sprawę z zazdrości mojego męża, grzecznie go
poprosiłam, aby usiadł przy innym stoliku. Cały czas ów facet
nie spuszczał z nas oczu i mile się uśmiechał. Nie powiem.
Wyglądał jak milion dolarów. Miał może ze trzydzieści pięć
lat, garnitur, niebieską koszulę i krawat. Długie, czarne,
kręcone włosy zawadiacko przysłaniały mu twarz. Pachniał
też przepięknie. Trochę zawstydziłam się tych myśli.
Do kawiarni zamaszyście wszedł Bartuś. Przywitał się ze mną
słodkim i czułym pocałunkiem. Też zamówił sobie kawę i
ciacho. Nieznajomy obserwował nas nadal. Jego przyciągający
wzrok zauważył też Bartuś i powiedział, że jak zwykle nie
można mnie zostawić nawet na chwilę, bo zawsze
narozrabiam. Ciekawa jestem, co ja takiego zrobiłam?
Weszłam tylko do kawiarni napić się kawy.
Tajemniczy mężczyzna szykował się do wyjścia. Kiedy
wkładał płaszcz, mrugnął do mnie. Zauważył to Bartuś.
Podszedł do niego.
- O co ci chodzi, ty śmieciu? Dlaczego podrywasz moją
kobietę?
- To jest twoja kobieta? Jeśli tak, bardzo przepraszam. Podoba
mi się.
- Zjeżdżaj stąd, bo nie ręczę za siebie.
- Już wychodzę. Do widzenia.
- Do widzenia? Nie chcę cię oglądać nigdy więcej, bo
mogłoby to być twoje ostatnie spotkanie z kimkolwiek.
Nieznajomy wyszedł. Mąż wrócił do stolika. Był bardzo
zdenerwowany. Ruszały mu się żuchwy i trzęsły ręce.
- Zabiję dziada! - Bartuś poderwał się z krzesła.
- Uspokój się natychmiast, ty choleryku, wszystko jest w
porządku - zatrzymałam go i próbowałam przytulić.
Powoli się uspokajał. Wyszliśmy z kawiarni i wsiedliśmy do
samochodu. Danka była ciężko wystraszona. Po raz pierwszy
widziała Bartka w akcji.
Na podwórku pożegnałyśmy się. Miała przyjść jutro, aby
razem ze mną przygotować potrawy wigilijne.
- Napijesz się?- zapytał Bartek.
- Dawaj, dawno tego nie robiłam.
Alkohol uspokajał moje nerwy. Nie rozmawialiśmy już
więcej o tym, co się wydarzyło. Myśl o pięknym nieznajomym
nie dawała mi jednak spokoju. Myślałam o nim prawie cały
czas. Czyżby znów nowa miłość chciała zagościć w moim
sercu? Przecież jeżeli tak jest, to znaczy, że Bartek nie jest dla
mnie aż taki ważny. Coraz bardziej docierało do mnie, jak
bardzo jestem zmęczona swoim małżeństwem. Nic mi nie
wolno, jestem ciągle kontrolowana. Do dziś nie odzyskałam
nawet telefonu.
Nadeszła Wigilia. Wraz z Danką pięknie nakryłyśmy stół i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl