[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystkie lata było mi dobrze...
52
SZALEŃSTWO LACY
Zacisnął wargi.
- A co to może mnie obchodzić?
Bez słowa odwróciła się i skierowała ku drzwiom.
Od strony łóżka dobiegł ją szorstki głos Johnny'ego:
- Nie jestem... rośliną.
Lacy popatrzyła na leżącego.
- Oczywiście, że nie jesteś. Zobaczysz, wszystko
będzie dobrze. Wiem, że nie jestem ci potrzebna.
W jej rozszerzonych oczach dojrzał strach i ból.
Złagodniał.
- Mała, zrobiliśmy sobie ogromną krzywdę. Ale
przeżyliśmy oboje cudowne chwile. Musiało być klawo.
Mam rację?
Te słowa wstrząsnęły nią bardziej niż te poprzednie,
okrutne.
Z tłumionym jękiem na ustach wybiegła z pokoju.
53
ROZDZIAŁ PIĄTY
Następnego wieczoru Lacy weszła do gabinetu doktor
Lescuer.
- Przepraszam, że zajmuję pani czas - powiedziała,
opierając dłonie na dużym, prostokątnym biurku, za
którym siedziała lekarka. - Ale zupełnie nie mogę pojąć,
dlaczego pielęgniarze przywiązują Johnny'ego do łóżka.
Czy to naprawdę jest konieczne?
- Już pani wyjaśniałam. Pan Midnight...
Zanim Innocence Lescuer dokończyła zdanie, na
biurku odezwał się telefon.
Podniosła słuchawkę. Przyłożyła dłoń do mikrofonu
i zwróciła się do Lacy:
- Przepraszam, muszę załatwić coś pilnego.
Słuchała przez chwilę, a potem cichym głosem zaczęła
wydawać polecenia. Już z pierwszych słów Lacy domyś­
liła się, że rozmówczynią lekarki jest pielęgniarka z od­
działu intensywnej terapii.
Był wieczór. Dochodziła jedenasta. Lacy wiedziała, że
doktor Lescuer spędziła bezsennie w szpitalu całą po­
przednią noc, ratując pacjenta będącego w krytycznym
stanie. Mimo że była wyczerpana, siedziała teraz wypros­
towana za biurkiem i zachowywała kamienny spokój.
Była zadbana i starannie umalowana. Rude, gęste włosy
ściągnęła w węzeł upięty na czubku głowy. Spod koł­
nierzyka śnieżnobiałego lekarskiego fartucha zwisał ste­
toskop.
55
Większość ludzi widziała zapewne w tej kobiecie
tylko chłodną, zawsze opanowaną lekarkę. Wybitną
specjalistkę. Lacy dojrzała więcej. Głębokie cienie pod
dużymi, brązowymi oczyma. Miała przed sobą kobietę,
która rzadko się śmiała. Na której ciężkie przeżycia
wywarły swoje piętno.
Doktor Lescuer podniosła głowę znad słuchawki.
- Przepraszam, właśnie przywieźli nowego pacjenta.
Jest w bardzo ciężkim stanie. Musi być operowany. Pytała
mnie pani, czy...
- Dlaczego Johnny'ego trzeba wiązać?
Innocence Lescuer zdjęła okulary i odłożyła je na
biurko. Potarła skronie. Cienie pod jej oczyma stały się
jeszcze bardziej widoczne. Pochyliła głowę.
- Żeby nie zrobił sobie krzywdy, pani Douglas.
- Nie podoba mi się dyżurująca przy nim pielęgniarka.
- Olga Martinez bywa szorstka, lecz ma ogromne
doświadczenie. Tego rodzaju pacjentami jak pan Mid­
night zajmuje się od dwudziestu lat. Chorzy z urazami
głowy potrzebują czasami silnej ręki.
- Wcale mi się nie podoba. Jest złym człowiekiem.
- Skąd to przekonanie?
- Czuję to. Wychowałam się wśród ludzi podobnego
pokroju.
- Ja też, pani Douglas. Olga także. - Doktor Lescuer
wyciągnęła kartę Johnny'ego. Kiedy zaczęła ją przeglądać,
na jej poważnej twarzy zagościł lekki uśmiech. - Pamię­
tam, że całymi dniami i nocami siedziała pani przy chorym,
kiedy miał śpiączkę. Zależy pani na tym człowieku.
- Niespecjalnie - odparła Lacy. Zacisnęła ręce na
blacie biurka i spuściła wzrok.
- Pani Douglas, mnie też zależy na panu Midnighcie.
Byłoby bardzo wskazane, gdyby mogła pani pobyć przy
nim jeszcze przez kilka dni. Reaguje na pani obecność.
SZALEŃSTWO LACY
56
SZALEŃSTWO LACY
- Reaguje, to znaczy się złości.
- Tak. Wyzwala w nim pani mechanizmy obronne.
W tego rodzaju przypadkach to dość normalna reakcja.
Dziś rano podczas mojego obchodu mówił tylko o pani
wieczornej wizycie.
- Jestem pewna, że wściekał się na mnie. Zachowuje
się bardzo wrogo.
- I doskonale! Dziś po raz pierwszy w ogóle się
odezwał. Powinna pani go słyszeć. Wysławia się znacznie
lepiej, niż sądziłam, że potrafi. Można by powiedzieć, iż
jest nawet elokwentny.
- Mogę to sobie wyobrazić - mruknęła pod nosem
Lacy. Wzruszyła ramionami.
- Domagał się wyjaśnienia, dlaczego na tablicy przy
jego łóżku nie przyczepiłam pani fotografii. Wyjaśniłam,
że w jego pudle ze zdjęciami ani w albumach nie było
żadnej pani podobizny. Po raz pierwszy reagował na moje
pytania. Dopiero dziś upewniłam się, że uda się go
wyleczyć. Wreszcie chce wiedzieć, kim jest, kim pani jest
i dlaczego jego odczucia są takie, a nie inne. Jest pani
jedyną osobą, która potrafi mu to wyjaśnić.
Na samo wspomnienie nieporozumień i zerwania
z Johnnym po wybuchu pożaru w domu towarowym Lacy
poczuła ciarki na plecach. Nie byli w stanie się zrozumieć
ani pocieszyć. Przed oczyma stanął jej pamiętny, wspól­
nie spędzony wieczór i długie lata samotności. A potem
Joe.
Milczała.
Innocence Lescuer spojrzała jej w oczy.
- Tylko pani jest w stanie pomóc panu Midnightowi
- powiedziała z naciskiem.
Lacy podniosła się z krzesła.
- Pani doktor musi już iść do pacjenta... - Usiłowała
zakończyć tę niemiłą dla niej rozmowę.
57
- Panu Midnightowi nikt nie pomoże oprócz pani. Nikt
nie potrafi tego zrobić - powtórzyła lekarka.
- Już zbyt wiele czasu spędziłam w szpitalu - sucho
odparła Lacy.
- Wiem, że usiłuję wywrzeć na panią nacisk. Proszę
jednak mnie dobrze zrozumieć. Zależy mi na pacjencie.
Nie chcę go stracić. Tylko pani jest w stanie ożywić umysł
pana Midnighta.
- Patrzy na mnie oczyma pełnymi nienawiści.
Lacy westchnęła. Nie chciała dłużej rozmawiać na
temat Johnny'ego. Podeszła do okna. Patrzyła bezmyślnie
na tramwaj jadący szeroką ulicą. Wiele pięter niżej.
Tam właśnie, w dole, toczyło się życie San Francisco.
I tam czyhało niebezpieczeństwo. Gdzieś w ukryciu
czekał Cole. Czaił się, żeby zamordować ją i Joe'ego.
Przypomniała sobie dziwny samochód o przyciem­
nionych szybach, sunący jak cień za limuzyną Joshui
Camerona, którą w towarzystwie synka jechała na lotnis­
ko. Zwróciła na to uwagę kierowcy i poprosiła go, żeby
postarał się po drodze zgubić intruza. Udało się. Zaraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl