[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czuła się niewyraznie. Prawie się potknęła, dochodząc do drzwi swojego
mieszkania.
- Co się dzieje? - Evan od razu znalazł się przy niej, patrząc na nią
zaniepokojony. Wziął ją pod ramię i podprowadził pod drzwi. - Do licha,
Laney. Powinnaś była zjeść coś w restauracji.
57
S
R
Wziął od niej torebkę, pomógł odnalezć klucze i otworzyć drzwi. Była
tak skołowana, że nie miała już siły się z nim kłócić, próbowała jedynie
utrzymać się w pionie.
- Już... sobie... poradzę...
- Akurat - mruknął, podtrzymując ją pod obydwa ramiona i otwierając
kopniakiem drzwi.
- Nie... zapraszałam... cię... do środka...
Przez chwilę zobaczyła jego wzrok i zrobiło jej się ciemno przed oczami.
Evan od razu znalazł drogę do jej sypialni. Jej dom w wiejskim stylu miał
przestronne, otwarte pokoje. Wniósł ją do środka i ułożył delikatnie na wielkim
łóżku.
- Laney - zawołał, klepiąc ją po policzku. - Laney, obudz się.
Powoli odzyskiwała przytomność. Otworzyła oczy, popatrzyła na niego i
spytała:
- Co się stało?
- Zemdlałaś - odparł. - Ale za chwilę powinnaś się poczuć lepiej.
- Nic mi nie jest - uspokoiła go, a jej oczy robiły się coraz większe, gdy
próbowała się podnieść z łóżka. - Nie musisz zostawać.
Delikatnie podciągnął ją na łóżku i pomógł usiąść.
- Zostań w tej pozycji. Nie powinnaś jeszcze wstawać. Zaraz przyjdę.
Wszedł do łazienki i chwycił ręcznik z wieszaka. Zwilżył go wodą i
wycisnął. Kiedy zakręcił kran i wychodził już z łazienki, coś dziwnego
przykuło jego uwagę. Cofnął się i spojrzał jeszcze raz do kosza pod
marmurową umywalką.
Na dnie kosza leżało pudełko z opisem zwróconym w jego stronę, także
nie miał już wątpliwości.
58
S
R
Domowy test ciążowy. Patrzył na pudełko przez dłuższą chwilę. I nagle
wszystko połączyło się w logiczną całość. Laney była w ciąży. Ostatnie kilka
razy, kiedy ją widział, wydawała się blada. W niczym nie przypominała tej
opalonej, wysportowanej Laney, którą poznał na Hawajach. Znał jej ciało, więc
zauważył, że schudła.
Jak mógł to przeoczyć? Laney wszystkie te objawy tłumaczyła stresem.
On jednak wiedział, że chodzi o coś więcej. Ale nie mógł przypuszczać, że o
tyle więcej. Dziecko. Evan z trudem mógł w to uwierzyć. Gdyby przypadkiem
nie zemdlała w jego obecności, mógłby się o tym nigdy nie dowiedzieć. A
niech to... Miał prawo znać prawdę. Kiedy, do cholery, zamierzała mu o tym
powiedzieć?
Buzowała w nim złość. Kiedy wszedł do pokoju, Laney miała zamknięte
oczy. Usiadł na brzegu łóżka. Położył na jej czole mokry ręcznik.
- Dziękuję - jęknęła cicho. - To jest przyjemne.
Evan dostrzegł jej łagodne spojrzenie, gdy rozglądał się po pokoju
wypełnionym różnymi dziewczęcymi gadżetami, koronkami i falbankami, ze
ścianami w kolorze głębokiego różu. Wisiały na nich fotografie w ramkach:
czarno-białe, kolorowe i w odcieniu sepii. Otaczała się tym, co najbardziej
kochała. Te zdjęcia mówiły o niej więcej niż cokolwiek innego. Jej ojciec nie
dostrzegł jej talentu. Nie poznał prawdziwej Eleny Royal.
Patrzył na jedno ze zdjęć, na którym rozpoznał widok wybrzeża Pacyfiku
ze szczytu krateru wulkanu Haleakala i powróciły wspomnienia, potęgując
tylko jego gniew.
- Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć?
- Co powiedzieć?
Wciągnął powietrze.
- O dziecku.
59
S
R
Jej oczy natychmiast otwarły się szeroko. Odruchowo położyła dłoń na
brzuchu. Ten gest mówił więcej niż tuzin testów ciążowych. Z wyrazem paniki
na twarzy próbowała się podnieść, lecz Evan usadził ją z powrotem i pokręcił
głową.
- Jesteś w ciąży, prawda, Laney?
Na jej twarzy odmalowały się jednocześnie strach, żal i rezygnacja.
Opadła na poduszkę i skinęła głową.
- Jak bardzo... w ciąży?
Wiedziała, o co ją pyta. Chciał wiedzieć, czy to on jest ojcem. W końcu
była już zaręczona i miała wyjść za mąż, kiedy go poznała.
- Siódmy tydzień.
Szybko policzył w głowie. Dokładnie siedem tygodni temu była z nim na
wyspie.
- Jesteś pewna?
- Potwierdził to lekarz.
- Kiedy? Od jak dawna to wiesz?
- Byłam u niego wczoraj rano.
Evan zacisnął zęby. Przeciągnął dłonią po włosach i zerwał się z łóżka.
Chodził po pokoju tam i z powrotem. Adrenalina w jego żyłach płonęła żywym
ogniem.
- Widziałaś się ze mną dwa razy i nie powiedziałaś mi?
Laney wyprostowała się na łóżku i potarła czoło.
- Próbowałam się oswoić z tą myślą.
- Do cholery. To nie jest myśl, tylko dziecko.
Wciąż siedziała, obawiając się, że gdyby wstała, mogłaby znów zemdleć.
- Chodziło mi o ciebie, Evanie. Musiałam się pogodzić z myślą o tobie
jako o ojcu.
60
S
R
Evan wyrzucił z siebie ciąg przekleństw.
Laney wstała. Wprawdzie jej nogi nieco się trzęsły, ale mogła się
utrzymać o własnych siłach. On był wściekły, ale jednocześnie przejmował się
losem dziecka.
Swojego dziecka.
- Usiądz, Laney, pogadajmy o tym.
- Nie jestem gotowa na taką rozmowę.
- Siadaj. - Wskazał na łóżko. - Ja będę mówił.
- Już to sobie wyobrażam - mruknęła, ale usiadła.
- %7łenię się z tobą. Jak tylko uda mi się załatwić wszystkie formalności,
zorganizujemy małą uroczystość i...
- Ooo! - Laney podniosła w górę rękę w geście sprzeciwu. - Oszalałeś?
Nie wyjdę za ciebie.
Evan prychnął.
- To nie podlega dyskusji.
- To nie podlega dyskusji? - Zmarszczyła się gniewnie. - Dobra,
skłamałam. To nie jest twoje dziecko. To dziecko barmana Joego. Pamiętasz
go?
- Oczywiście, że go pamiętam. Dobry, stary, żonaty Joe. Jego żona Tessie
była kelnerką w  Morskiej Bryzie" i nie spuszczała go z oka. Ale prawie bym
się dał nabrać.
Laney przewróciła oczami.
- Nie zaprzeczaj, Laney. To moje dziecko.
Evan był już teraz pewien. Gdyby tak nie było, nie byłaby tak przerażona,
gdy odkrył prawdę. Przynajmniej nie kłamała, jeżeli chodzi o ramy czasowe.
Sporą część pobytu na wyspie spędzili, chodząc ze sobą do łóżka. Mógł się
założyć o ostatniego dolara, że w tym czasie nie spotykała się z innym
61
S
R
mężczyzną. Nie mogła zaprzeczyć, że to on jest ojcem. Wiedział też, że Laney
uważa go za wroga, człowieka odpowiedzialnego za wszystkie jej problemy.
- I wyjdziesz za mnie.
Laney skrzywiła się.
- Zrobiłbyś wszystko, żeby położyć swoje łapy na firmie Royal, co?
- Jeśli pamiętasz, kochanie, to twoje ręce były ostatnio na mnie i to kilka
razy. Więc nie zwalaj teraz winy na mnie. Razem jesteśmy za to
odpowiedzialni.
- Zamierzam wziąć pełną odpowiedzialność. - Spojrzała na niego
chłodno. - Nic cię nie wiąże.
- Po moim trupie. I dobrze wiesz, że nie chodzi tylko o hotele, Laney.
Nosisz w sobie moje dziecko. Z krwi i kości. Daję mu nazwisko. I zamierzam
dopilnować, żebyś dbała o siebie, zanim je urodzisz.
- Nawet nie sugeruj, że tego nie robię!
- Udowodnij to. Wyjdz za mnie.
- Moja odpowiedz brzmi: nie. - Założyła ręce na piersiach.
Patrzył jej prosto w oczy. Jeżeli chce sprawdzić, kto jest bardziej
zdeterminowany, to proszę bardzo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl