[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że Lidice...  No tak  ja na to  tej wsi już nie ma. Niemcy ją zrównali z ziemią, ludzi rozstrzelali, a
niektórych wywiezli do kacetu.  Morderca spytał:  Ale dlaczego?  Bo zabili protektora Rzeszy, a
ślady zamachowców prowadziły tutaj...  Morderca siedział z rękami zwisającymi z podkurczonych kolan
niczym dwie płetwy... Pózniej -wstał i jak pijany chodził po tej księżycowej okolicy. W końcu zatrzymał się
przy takim palu, padł przed nim i objął go, ale to nie był pal, tylko pień jakiegoś drzewa, z którego sterczała
jedna jedyna przycięta gałąz, jakby zostawiona do wieszania ludzi.  To właśnie
 rzekł morderca  to jest nasz orzech, tutaj był nasz ogród, a tutaj, gdzieś tutaj...  Stąpał powoli, potem
klęknął i rękami wymacywał zasypane fundamenty domu i zabudowań gospodarskich, robił to na pewniaka,
niczym niewidomy czytający w alfabecie Braille a i pomagający sobie wspomnieniami, a kiedy obmacał już
na kolanach cały rodzinny dom, usiadł pod pniem i zakrzyknął:  Mordercy!
 Wstał z zaciśniętymi pięściami, a w mdłym blasku księżyca widać było, że na szyi wystąpiły mu
niebieskie żyły... A kiedy się już na morderców wykrzyczał, usiadł ten morderca na ziemi, odchylił się,
założył ręce pod kolana i huśtał się jak w bujanym fotelu, patrząc na tę gałąz przekreślającą mały sierp
księżyca, i mówił, a brzmiało to jak spowiedz:  Pięknego miałem tatkę, piękniejszego niż ja teraz, gdzie
46
mi tam do niego, chociaż przystojny jestem... Tatko był babiarz, a kobiety leciały na niego jeszcze bardziej
niż on na nie. No i tatko zaglądał do sąsiadki, byłem o niego zazdrosny, a mamusia bardzo to przeżywała.
Wypatrzyłem, że tatko  o, niech pan zobaczy  łapał za tę gałąz, rozhuśtywał się na niej, potem zgrabnie
hop, i już był po drugiej stronie płotu, gdzie czekała ładna sąsiadka. Pewnego razu poczekałem na tatkę i
kiedy przeleciał przez płot, pokłóciliśmy się i w tej kłótni zabiłem tatkę siekierą.
Nie chciałem go zabić, ale kochałem mamusię, a ona tak to przeżywała... a teraz został tylko pień orzecha...
a moja mamusia pewnie też nie żyje...  Może jest w kacecie, niedługo wróci  mówię. Morderca podniósł
się i zapytał:  Pójdzie pan ze mną popytać?  A ja mu na to:  Czemu nie, znam niemiecki...  I
powędrowaliśmy w kierunku Kladna. Przed północą byliśmy w Kroczehlawach, gdzie zapytaliśmy
niemiecki patrol o budynek gestapo, i patrol wyjaśnił nam, jak tam dojść. W końcu stanęliśmy przed bramą.
Na pierwszym piętrze działo się coś wesołego, gwar, hałas, jakieś pobrzękiwania i jazgotliwy kobiecy
śmiech... Była pierwsza po północy, patrole zmieniały się. Spytałem dowódcę warty, czy można mówić z
komendantem gestapo, a ten wrzasnął:  Was?  i żebyśmy przyszli rano, ale akurat otworzyły się drzwi i
wytoczyła się z nich rozbawiona grupka umundurowanych esesmanów. Wychodzili żegnając się wesoło
niczym z jakiejś popijawy, imienin czy urodzin, podobnie jak u nas z hotelu  Paryż co dzień wychodzili
podochoceni goście, kiedy już był na nich czas albo zamykaliśmy... A na najwyższym stopniu stał jakiś
oficer ze świecznikiem w ręce. Był pijany, w rozchełstanym mundurze, włosy opadające na czoło, z
uniesionym na pożegnanie świecznikiem. Kiedy nas dostrzegł, zszedł na sam próg i zapytał dowódcę warty,
który oddał mu honory, kim jesteśmy. A dowódca, że chcemy z nim porozmawiać. A morderca do mnie,
żebym przetłumaczył, co zaraz powie, że on był w kryminale dziesięć lat i teraz wrócił do domu, do Lidie,
ale nie znalazł ani domu, ani matki, więc chciałby wiedzieć, co stało się z mamusią... Komendant na to
zaśmiał się, z przechylonego świecznika niczym łzy kapały na ziemię strużki gorącego wosku... I ruszył do
góry, ale za moment wrzasnął:  Halt!  Zszedł z powrotem i spytał, za co dostał tych dziesięć lat. A
morderca rzekł, że zabił ojca... Komendant wziął świecznik z kapiącymi bez przerwy świecami, zbliżył go
do twarzy mordercy i od razu jakby pojaśniał; najwyrazniej ucieszył się, że tej nocy los zesłał mu kogoś, kto
wypytuje o swoją mamusię, a przy tym zamordował własnego ojca i jest w sytuacji, w jakiej często bywał i
on, też morderca, czy to na rozkaz, czy z własnej inicjatywy... I ja, który obsługiwałem cesarza i często
byłem świadkiem, jak to niewiarygodne faktem się stało, widziałem, jak morderca w służbie Rzeszy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl