[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wbij sobie do swojego rozmiękczonego mózgu - wycedziła przez zaciśnięte zęby -
że niczego nie zrobisz!
- Ależ zrobię - powtórzył za nią jak echo i ścisnął ją mocno za ramiona.
Zobaczyła płonące szaleństwem oczy, w których pożądanie mieszało się z
wściekłością.
- Puść mnie! - krzyknęła.
- Nie bój się, mój egzotyczny kwiatuszku. Będę na tyle delikatny, na ile mi pozwolisz
- drwił z triumfem w głosie.
- Wynoś się!
Jej wrzask pobudził go do działania. Wyciągnął ją z fotela i przycisnąwszy do siebie,
zakrył jej usta.
- Bez zbędnych hałasów, kochanie - powiedział. - Parę jęków rozkoszy wystarczy.
Poczuła mdłości. Zaczęła walczyć. Kopała i próbowała gryzć, ale był zbyt silny.
Zaciągnął ją na kanapę i przydusił swoim ciałem. Przez moment straciła oddech. Simon wy-
korzystał chwilę: wsunął kolano między jej nogi i chwycił mocno za jeden nadgarstek.
Próbowała go odepchnąć, jednak on chwycił za drugi nadgarstek i zbliżył wargi do jej twarzy.
Odwróciła głowę j załkała z wściekłości, lęku j wstrętu, ale teraz przytrzymał oba jej
nadgarstki jedną ręką, a drugą Chwycił za włosy. Próbowała krzyczeć, jednak zamknął jej
Usta gwałtownym pocałunkiem. Z całą siłą walczyła, kiedy poczuła jego rękę na udzie pod
spódnicą. Stężała. Od oparów alkoholu i dotyku jego ust poczuła gwałtowny skurcz w gardle.
Straciła oddech. Nie usłyszała kroków w holu ani w pokoju. Zauważyła tylko, że Simon
sztywnieje, a potem została uwolniona od jego ciężaru. Dobiegł ją jakiś łoskot i natychmiast
usiadła. Zobaczyła Simona trzymającego się kurczowo półki, a naprzeciwko niego Charliego.
Stał jak wieża, ze zbielałymi kostkami ogromnych pięści, z zaciśniętymi zębami i taką furią
na twarzy, jakiej nigdy U niego nie widziała.
Simon wyprostował się i złożył ręce do walki. Podejrzewała, że chce rzucić się na
Charliego.
- Nie zmuszaj mnie, żebym cię zabił - powiedział Charlie nieswoim głosem.
W oczach Simona pojawił się strach. Opuścił ręce i cofnął się o krok.
- No, no, Charlie - zaczął kpiąco, choć lekko drżącym głosem. - Nigdy bym nie
podejrzewał, że tej małej dziwce udało się skłonić i ciebie, żebyś...
Nie zdążył dokończyć. Z niewyobrażalną szybkością Charlie rzucił się do przodu i
pięścią zmiażdżył twarz Simona, aż ten runął na podłogę.
Teraz leżał blady, a wokół jego głowy tworzyła się kałuża krwi.
Ellie z przerażeniem spojrzała na Charliego. Z zastygłą na twarzy wściekłością stał
bez ruchu, patrząc w dół na Simona. Nagle ogarnął ją lęk. Czy on go zabił? Jeśli tak, to jest
mordercą! Zamkną go w więzieniu! W tej chwili tylko to się liczyło - nie Simon leżący bez
ruchu na podłodze.
- Czy on żyje? - wydusiła z siebie skrzekliwym głosem.
Przez chwilę patrzył na nią niewidzącym wzrokiem, po czym powoli rozluznił się, a
jego oczy, twarde jak granit, złagodniały pod jej spojrzeniem. Potem usta uniosły się lekko i
znowu zaczął przypominać z wyglądu Charliego.
- Tak - odpowiedział w końcu. - Nie uderzyłem aż tak mocno.
I wtedy z ulgą zauważyła, że to prawda, bowiem Simon poruszył się.
- Dzięki Bogu! - Odetchnęła i zakryła twarz rękoma.
- Mon Dieu! - dobiegł od drzwi okrzyk Paula, a potem odgłos jego szybkich kroków.
Stanął i kolejno omiótł spojrzeniem Charliego, Simona i Ellie, ale powiedział jedynie:
- Pójdę po ręcznik.
To Paul pomógł Simonowi usiąść na krześle i zmyć z poszarzałej twarzy krew. To on
zbadał jego twarz, by zlokalizować zródło krwotoku.
- Morblue, Charlie - oznajmił w końcu. - Złamałeś mu szczękę.
- Tak myślałem - odparł Charlie obojętnie.
- Simon, trzymaj to. Potrafisz? - Simon uniósł drżącą rękę do ręcznika, którym Paul
owinął dolną część jego twarzy. - Eh bien, Charlie, co teraz?
- Poślij go do Bega. Niech się nim zajmą. Może już tam zostać. Wezmiemy na jego
miejsce Johna Murphy'ego. - Spojrzał twardo na Simona, ale ten nie zaprotestował, a jedynie
umknął wzrokiem.
To Paul był tym, który próbował dyskutować.
- Charlie, nie sądzisz... - zaczął.
- Nie - przerwał mu krótko i zdecydowanie.
Ellie zdumiała się. Nigdy nie słyszała tak nieugiętego tonu w jego głosie. Zapadła
cisza.
- Ale, Charlie, zastanów się... - odezwał się Paul, rzucając spojrzenie na Ellie.
- Zastanowiłem się - padła stanowcza odpowiedz. - On odchodzi.
Zaszokowana przyglądała się zawziętej, nieznajomej twarzy. Zaciśnięta silna,
kwadratowa szczęka i nieustępliwy wyraz szarych oczu nie pozwalały na żadne złudzenia.
Ten człowiek nie ustąpi ani o cal.
Paul, znający go dobrze, westchnął.
- Widzę, że jakakolwiek dyskusja nie ma sensu.
- %7ładnego - potwierdził lakonicznie Charlie. Odwrócił się do Ellie i twarz mu
złagodniała. - Przykro mi - powiedział.
Spojrzał teraz na Simona.
- Jeśli jeszcze kiedyś zachowasz się jak pijane bydlę, złamię ci kark - zakończył
rozmowę tylko jednym zdaniem.
Była zadowolona, kiedy w końcu przyjechała karetka i zabrała Simona. Nadal była w
szoku. Zęby jej szczękały i z otępieniem przyglądała się kałuży krwi na podłodze. Nie była w
stanie nawet płakać.
Paul wrócił z gąbką i wiadrem. Ellie patrzyła, jak wycierał krew i czyścił dywan.
Potem dobiegły ją z kuchni odgłosy rozmowy obu mężczyzn, a w końcu Charlie wrócił do
wspólnego pokoju i usiadł obok niej. Długi czas milczał. Nie dotykał jej. Nagle poczuła łzy
pod powiekami. Zakryła oczy rękoma i załkała ochryple. Poczuła uścisk jego ręki na ramieniu
i z bólem wypowiedziane swe imię.
- Charlie! - krzyknęła.
Natychmiast objął ją i przytulił do piersi. Płakała cicho w bezpiecznej przystani.
Pogłaskał ją po włosach.
- Przepraszam, Ellie - wyszeptał z czułością. - Przykro mi, że musiałaś to oglądać.
- Nie przepraszaj! - zaoponowała. - Dziękuję ci!
Jego uścisk stał się mocniejszy. Przez dłuższą chwilę trwała cisza.
- Nie wyglądało na to, żebyś przyjmowała jego zaloty z radością - zaryzykował w
końcu.
Parsknęła śmiechem. Podniosła na niego oczy i otarła łzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl